Niech nikt mi nie mówi, że urlop macierzyński to URLOP...NIEEE!!!
Z urlopem ten czas nie ma nic wspólnego..
Fakt, że nie pracuje się zawodowo w tym czasie nie oznacza, że my- mamy leżymy brzuchami do góry zajadając się chipsami przy ulubionym filmie..
Jest wręcz odwrotnie.. na ulubiony film i chipsy nie możemy sobie pozwolić..
- Najpierw ze względu na propagowane w Polsce karmienie piersią.. ( bo w końcu karmić się powinno ) Jak macie inne zdanie to pewnie jesteście potępione.. niestety.. i ja poczułam to na swojej skórze.. na szczęście obyło się bez ofiar, bo skutecznie dałam co poniektórym do zrozumienia, że to moje piersi i moje dziecko i będę karmić tak długo jak ja będę miała na to ochotę, a nie na tyle długo by zadowolić wytyczne narzucone przez WHO!
- Potem na nieprzespane noce.. bo kolka, bo kolejna kupa w pampersie, ząbkowanie.. dacie wiarę, że nie przespałam w całości jeszcze ani jednej nocy?
Można by wymieniać dalej.. pewnie każda z Was ma wiele podobnych sytuacji, które z urlopem Wam się nie kojarzą,a dzieją się właśnie w trakcie jego trwania..
Ja nie mam do nikogo żalu o to, że tak jest.. Świadomie zdecydowałam się na dziecko z całym inwentarzem.. bolące piersi, nieprzespane noce i odmawianie sobie większości tych dobrych i mało zdrowych rzeczy nie było dla mnie katorgą..
W najgorszych dniach wychodziłam na chwilę z pokoju, by odetchnąć.. po chwili jednak z uśmiechem na twarzy wracałam do Mai.. bo kocham ją nad życie.. i byłam, jestem gotowa znosić wiele, by ona była szczęśliwa.. ale na miłość boską niech ci, którzy nazwali ten czas urlopem walną się w łeb i pomyślą z czym to się wiąże..
Na szczęście.. może i nieszczęście szanowny urlop właśnie mi się zakończył..
Najwyższy czas wracać do pracy..
Odzyskać kontakt z ludźmi i oderwać się nieco od rutyny dnia codziennego..
To nie jest tak, że cieszę się z tego, że zostawiam Maję w domu.. bo na samą myśl, że przez 12-13 godzin nie będę jej miała przy sobie nieco mnie zasmuca i trochę się tego boję.. w końcu nie wiem jak to jest, być bez niej tak długo..
Tym bardziej, że Maja już jako pełnoprawny roczniak coraz więcej rozumie i tęskni..
Boję się też przepaści, która czeka mnie w pracy... szpitalne środowisko, nowe procedury, sprzęt.. nie było mnie tam prawie dwa lata.. a teraz z dnia na dzień muszę wejść w rytm, który wypracowałam sobie przed zajściem w ciążę.. prawda, że nieco to przeraża?
No ale cóż.. matki są niezniszczalne.. chyba.. co nas nie zabije.. to nas wzmocni.. tak myślę.. a jak będzie w rzeczywistości to się okaże.. niebawem pierwszy mój dyżur.. trzymajcie kciuki...
Ja tymczasem lecę prać mundurki i ugotować obiad dla Mai.. w międzyczasie poczytam jej książeczkę, pobawię się klockami, dam soczek do picia, zmienię pampersa, powieszę wyprane mundurki.. a na końcu może znajdę czas na kawę.. to nic, że na zimno (bo zdąży ostygnąć jak będę Mai dawać obiadek)..
Najważniejsze by być szczęśliwym..
Jestem mamą..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz