Dokładnie rok temu się zaczęło..
Najpierw spokojnie.. delikatne skurcze co 10-15minut.. w pewnym momencie nawet zapominałam, że one w ogóle są.. nie przychodziło mi do głowy, że się zaczęło..Do terminu zostały jeszcze niecałe dwa tygodnie więc spokojnie wykonywałam swoje domowe obowiązki.. czekałam na męża z obiadem..
Spoglądałam jednak na zegarek.. skurcze regularne.. co 10 minut..
Do wieczora wciąż łudziłam się z tym, że to jedynie skurcze przepowiadające..
Jednak po konsultacji z lekarzem i położną wiedziałam, że się myliłam..
Czekałam jednak nadal w domowym zaciszu.. Mąż zrobił mi lekką kolację.. a ja zagryzałam pomiędzy skurczami..
Mąż z zegarkiem w ręku, odliczał odstępy pomiędzy kolejnymi skurczami..
Wszystko dokładnie pamiętam.. jakby to na prawdę było wczoraj..
Do szpitala pojechaliśmy gdy skurcze były już co 3 minuty.. zdecydowanie mocniej też je odczuwałam..
Izba przyjęć pusta.. szybkie badanie.. papierki i po niedługim czasie dostałam się na sale do porodów rodzinnych..
Cały czas był przy mnie mąż.. nie wyobrażam sobie by go nie było..
Mogłam też liczyć na pomoc położnej, która również była przy nas przez większość czasu..
Kilka wdechów podtlenku azotu i walczyłam z kolejnymi skurczami..
3.00 w nocy.. byłam już zmęczona.. wiem, że miałam chwile zwątpienia.. nie poddałam się jednak..
6.00 rano to pamiętna godzina.. w końcu mogłam przeć.. nie miałam z tym nawet większych problemów.. podobno byłam maksymalnie skupiona..
Maja na świecie pojawiła się o 6.30..
Najwspanialsza chwila w moim życiu..
Ach.. znów łzy wzruszenia moczą mi policzki..
Chyba nigdy to się nie zmieni..
Bo ja się zmieniłam..
Jestem mamą..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz